Grenlandia przygotowuje się w tym roku na przyjęcie rekordowej liczby turystów. Ma się tak stać między innymi dzięki wzrostowi zainteresowania coolcation - trendu, którego zwolennicy poszukują chłodniejszych miejsc na spędzanie wakacji. Latem, średnia temperatura waha się tam od 4 do 7 do stopnia Celsjusza. Nieco więcej, 10 stopni C, wskazują termometry w Nuuk, stolicy duńskiego terytorium.
Na popularność największej wyspy świata wpłynęły też wypowiedzi Donalda Trumpa o aneksji Grenlandii. Przejęcie kontroli, o której wielokrotnie mówił prezydent Stanów Zjednoczonych, miałoby podnieść poziom bezpieczeństwa USA. Grenlandczycy sprzeciwiają się jednak jakiejkolwiek formie związku z tym krajem. Być może dlatego, szef Pentagonu Pete Hegseth, sugerował przed ponad miesiącem, iż amerykańskie wojsko ma plany zbrojnego zajęcia wyspy. Reklama
Turystyka na Grenlandii. Obawy o zachowanie równowagi
W należącym do Danii autonomicznym terytorium nad turystyką czuwa państwowa agencja “Visit Grenlandia” (Odwiedź Grenlandię). Jej celem jest wzmocnienie międzynarodowej reputacji wyspy i zapewnienie, iż turystyka rozwija się w sposób zrównoważony, przynoszący korzyści całemu społeczeństwu.
Ową harmonię, na której tak zależy administracji, zakłócają apele o protesty przeciwko turystyce w Ilulissat - chętnie odwiedzanym przez turystów nadmorskim mieście w zachodniej Grenlandii zamieszkałym przez 4600 osób. Słynie z lodowego fiordu i ogromnych gór lodowych w zatoce Disko. Tam też podziwiać można Sermeq Kujalleq – najszybciej przesuwający się lodowiec świata. W 2004 roku fiord wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Administracja miasta jest niezadowolona z rozwoju turystyki. Mieszkańcy Ilulissat uważają, iż korzyści z coraz silniejszego sektora nie rozkładają się równomiernie, a największe zyski czerpią firmy należące do kapitału zagranicznego, przede wszystkim touroperatorzy statków wycieczkowych. Argumentują, iż za rejs wokół fiordu zagraniczne firmy biorą co najmniej 147 euro, z czego lokalni operatorzy otrzymują z tego jedną trzecią (54 euro). Wyjaśniają, iż reszta trafiała do pośredników – tzw. „agentów turystycznych”.
Dlatego lokalni przedstawiciele sektora turystycznego rozpoczęli protest przeciwko zagranicznym statkom wycieczkowym, podczas którego “sprzeciwiają się układom”. Ich zdaniem, doprowadziły one do nierówności ekonomicznych i poczucia wykluczenia wśród lokalnych firm i pracowników. Przed kilkoma dniami manifestujący uniemożliwili w Ilulissat zacumowanie dużego statku wycieczkowego. Nie wykluczyli też nowych akcji protestacyjnych.
Protesty w Ilulissat. Administracja apeluje
“Z wielkim niepokojem obserwujemy ostatnie wydarzenia. Lokalne apele o protesty przeciwko niektórym operatorom turystycznym doprowadziły do niepokojów i niepewności. Ma to wpływ nie tylko na naszych gości, ale także zakłóca współpracę między tymi, którzy przyczyniają się do tworzenia miejsc pracy i dochodów w mieście” - czytamy w liście otwartym do mieszkańców Grenlandii wydanym przez prezeskę Visit Greenland, Anne Nivíkę Grødem.
Ostrzegła ona przed konsekwencjami zapowiadanych protestów, które - podkreśliła - mogą mieć poważne konsekwencje nie tylko dla pojedynczej firmy, ale całego regionu. “Otrzymaliśmy już doniesienia o odwołaniu rejsów wycieczkowych, będące bezpośrednim skutkiem obecnej sytuacji. Oznacza to utratę dochodów i niepewność dla mieszkańców, którzy są zależni od sektora turystycznego” - informuje kierująca “Visit Greenland”.
Aby zachować równowagę między 56,5 tysiącami mieszkańcami Grenlandii a podróżnymi, tamtejszy parlament uchwalił ustawę mającą na celu wspieranie lokalnych przedsiębiorstw. Deputowani postanowili też ograniczyć cumowanie przy wyspie dużych statków wycieczkowych. Przed rokiem wyspę odwiedziło ponad 130 tysięcy turystów - dwa razy więcej niż jest tam mieszkańców.