Intel znów znalazł się pod ostrzałem. Po latach nieudanych prób odzyskania technologicznej przewagi nad Nvidią i AMD, firma tnie etaty, przewartościowuje plany inwestycyjne i sygnalizuje możliwe wycofanie się z działalności odlewniczej, którą jeszcze niedawno przedstawiała jako przyszłość swojej odbudowy.
Nowy CEO, Lip-Bu Tan, nie owija w bawełnę. Jego pierwsze miesiące u steru to seria cięć i próba przywrócenia finansowej dyscypliny. Pod koniec roku zatrudnienie w firmie ma spaść o 22%, do 75 tys. osób. Intel wstrzymał również kilka ambitnych projektów w USA i Europie – częściowo z powodu braku gwarantowanego popytu na przyszłe moce produkcyjne.
Największy niepokój inwestorów budzi jednak przyszłość Intel Foundry. Jeszcze niedawno spółka prezentowała 18A jako technologię, która ma przywrócić jej konkurencyjność względem TSMC i Samsunga. Dziś Tan sugeruje, iż Intel może ograniczyć się do wykorzystywania 18A wyłącznie na potrzeby własnych produktów, o ile nie znajdzie się zewnętrzny klient gotowy zobowiązać się do długoterminowego partnerstwa. Strategia „build it and they will come” – jak określano wcześniej ambicje foundry – przestaje obowiązywać.
Dla rynku to znak, iż Intel przestaje marzyć o byciu amerykańskim odpowiednikiem TSMC i skupia się na ratowaniu tego, co jeszcze działa. Inwestorzy nie pozostają obojętni – kurs akcji spadł w piątek rano o 8%. Co ciekawe, mimo tych turbulencji akcje Intela od początku roku zyskały 12,8%. Dla porównania Nvidia i AMD wzrosły odpowiednio o 30% i 34%.
Rynkowa wycena sugeruje wciąż spore oczekiwania: wskaźnik P/E Intela sięga 42,55, co jest wyższe niż w przypadku dużo bardziej rozpędzonych konkurentów – Nvidii (33,9) i AMD (32,12). To może oznaczać, iż rynek daje Tanowi kredyt zaufania. Ale też oczekuje szybkich efektów. jeżeli nie pojawią się nowi klienci dla Intel Foundry, a 18A nie okaże się przełomem, inwestorzy mogą gwałtownie zmienić zdanie.