Microsoft, Google i suwerenność cyfrowa. Czy da się uniezależnić od Big Tech-u?

5 godzin temu
W Europie dużo mówi się o suwerenności cyfrowej. Jednak zależność od amerykańskich firm technologicznych, ich systemu i rozwiązań jest wysoka. Nie musi tak być – pokazuje Szlezwik-Holsztyn.


Prawie żaden komputer w europejskich urzędach i firmach nie działa bez programów Microsoftu. Dane są przechowywane w chmurach, które również są w większości dostarczane przez Microsoft, Amazon lub Google. Europa jest uzależniona od dużych amerykańskich firm technologicznych, które razem są również znane jako "Big Tech".

– Istnieje ogromna zależność – mówi Jan Penfrat, ekspert z European Digital Rights (EDRi), międzynarodowego stowarzyszenia organizacji praw obywatelskich, które prowadzi kampanie na rzecz większej ochrony danych i wolności obywateli w społeczeństwie informacyjnym.

– Nie mamy już prawie żadnej alternatywy. Zasadniczo duże firmy technologiczne mogą teraz decydować o tym, jak wygląda nasze cyfrowe życie, co możemy, a czego nie możemy robić na naszych urządzeniach – mówi ekspert.

Szlezwik-Holsztyn chce suwerenności cyfrowej


Kraj związkowy Szlezwik-Holsztyn chce teraz stać się suwerenny cyfrowo. Dlatego chce korzystać z rozwiązań informatycznych lokalnych firm, zamiast pozostawać zależnym od kilku dużych amerykańskich korporacji. Według Dirka Schrödtera, ministra ds. cyfryzacji w Szlezwiku-Holsztynie, również dlatego, iż użytkownicy nie mają wpływu na projektowanie technologii amerykańskich firm.

Jego zdaniem sytuacja wygląda inaczej w przypadku ofert krajowych, zwłaszcza jeżeli chodzi o rozwiązania open source, w których kod źródłowy jest otwarty. W tym przypadku można łatwiej zintegrować specjalne wymagania administracji.

– W Szlezwiku-Holsztynie jesteśmy na dobrej drodze do zrobienia dużego kroku w kierunku niezależności, wprowadzając naszą aplikację Office do września 2025 r. – mówi Schrödter.

Do jesieni komputery PC w północnych Niemczech nie będą już korzystać z aplikacji Microsoft Office, ale z aplikacji open source, takich jak Libre Office. Rozwiązania open source, takie jak Open Exchange i Thunderbird, mają być używane zamiast Outlooka i Microsoft Exchange.

Europa zależna od wielkich technologii


Samo spojrzenie na dostawców usług w chmurze pokazuje, jak bardzo Europa jest zależna od wielkich technologii. Trzy amerykańskie firmy Amazon, Microsoft i Google dzielą prawie 70 procent europejskiego rynku chmury obliczeniowej. Z kolei największy europejski dostawca usług w chmurze ma tylko dwa procent udziału w rynku – wynika z raportu Fundacji Bertelsmanna.

Zależność od monopolistów to jedno, ale innym krytycznym punktem jest to, iż dane w rękach amerykańskich firm niekoniecznie są zabezpieczone przed amerykańskim rządem. Władze USA mogą zażądać danych za pośrednictwem ustawy CLOUD (Clarifying Lawful Overseas Use of Data Act) lub FISA (Foreign Intelligence Surveillance Act), a amerykańskie firmy muszą się do nich stosować w razie wątpliwości – niezależnie od tego, gdzie dane są przechowywane.

Wysokie opłaty licencyjne


Oprócz politycznego celu, jakim jest niezależność, w grę wchodzą również duże pieniądze. – Każdego roku dziesiątki miliardów euro płyną z państw członkowskich UE do kieszeni dużych firm technologicznych, aby wyposażyć nasze władze publiczne w oprogramowanie – skarży się Jan Penfrat.

Pieniądze te można by zamiast tego zainwestować w alternatywne rozwiązania, gdyby rządy były gotowe przestawić administrację publiczną na oprogramowanie open source, mówi Penfrat.

Szlezwik-Holsztyn właśnie się na tym koncentruje. Według ministra Schrödtera, przejście na open source promuje również lokalne firmy IT. Ponadto wzmocnienie lokalnej gospodarki cyfrowej czyni lokalizację bardziej atrakcyjną dla wykwalifikowanych pracowników.

Podczas gdy open source trafia do administracji w kraju związkowym na północy Niemiec, większość dużych urzędów w Niemczech od dawna korzysta z produktów Microsoftu. I stają się one coraz droższe. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wydatki federalne na produkty Microsoftu wzrosły ponad czterokrotnie, wynika z raportu sporządzonego przez land Szlezwik-Holsztyn. W 2024 r. wyniosły one prawie 200 mln euro. "Taki wzrost jest znaczący i nie można go wytłumaczyć wyłącznie dodaniem nowych usług i miejsc pracy" – czytamy w raporcie. Wynika to raczej z monopolistycznej pozycji rynkowej Microsoftu.

Monachium pożegnało się z Microsoftem w 2003 r.

Administracja Monachium była również zaniepokojona wysokimi opłatami licencyjnymi już ponad 20 lat temu. Kiedy Microsoft chciał znacznie podnieść opłaty licencyjne z powodu aktualizacji swojego systemu operacyjnego Windows, Monachium postanowiło stać się bardziej suwerenne cyfrowo. W 2003 r. miasto zaczęło używać LiMux (skrót od Linux i Monachium – przyp. red.) zamiast Microsoftu, wyjaśnia Laura Dornheim. Jest ona dyrektorem ds. cyfryzacji miasta Monachium, a zatem odpowiada za około 1400 pracowników IT.

Jednak w 2017 r. nastąpił zwrot w kierunku amerykańskiego dostawcy. Jak wyjaśnia Dornheim, ponowne wprowadzenie Microsoftu również było procesem, który trwał lata. – Jeszcze do końca ubiegłego roku równolegle korzystaliśmy z Libre Office – mówi DW. Dornheim informuje, iż zmiana nie tylko sporo kosztowała, ale teraz miasto znów płaci Microsoftowi wysokie opłaty licencyjne.

Jednak decyzja o zmianie niekoniecznie wynikała z faktu, iż alternatywy dla amerykańskich dostawców nie były wystarczająco dobre. Według menedżerki IT była to również decyzja polityczna, podjęta w czasie, gdy partia SPD nie była już w koalicji z Zielonymi, ale z chadecką partią CSU.

Oczywiście dla wielu z 40 tysięcy pracowników miasta przejście na inne rozwiązania nie było łatwe – ani to w 2003 roku, ani ponowne przejście w 2017 r. – przyznaje Dornheim. I uważa, iż można było to zrobić lepiej: - Zacznij od małych rzeczy, zobacz, czy poszczególne tematy działają dobrze, a następnie stopniowo przejdź do ogólnej wymiany – mówi. W Monachium nie nastąpiło jednak całkowite odejście od rozwiązań open source.

– W mieście Monachium mamy bardzo jasną politykę, zgodnie z którą rozwiązania open source mają pierwszeństwo przy zakupie nowych narzędzi – mówi Dornheim. – Tylko jeżeli nie ma produktów open source lub ich użycie nie jest możliwe z powodów ekonomicznych lub technicznych, a niestety tak jest w przypadku wielu specjalistycznych aplikacji, wówczas używane jest oprogramowanie własnościowe (oprogramowanie, którego kod źródłowy nie jest publicznie dostępny i którego użycie jest kontrolowane przez producenta – przyp. red.).

Czas sprzyja open source


Minister ds. cyfryzacji Szlezwiku-Holsztynu Dirk Schrödter również uważa, iż suwerenności cyfrowej nie da się osiągnąć z dnia na dzień. – Musisz spakować pakiet w możliwe do zarządzania podprojekty i podpakiety, a następnie znaleźć rozwiązania kawałek po kawałku – mówi Schrödter.

Jak podkreśla, w przeciwieństwie do Monachium w 2003 r., teraz jest idealny czas, aby stać się suwerennym cyfrowo. – Przyszłość administracji jest zupełnie inna niż w przeszłości. Przejście do chmury, praca oparta na danych, automatyzacja – wylicza Schrödter. – I tak będziemy musieli myśleć w kategoriach innych rozwiązań i korzystać z innych rozwiązań w przyszłości.

Opracowanie: Insa Wrede


Idź do oryginalnego materiału