Stałam w kuchni, krojąc warzywa na zupę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kurier. 'Bukiet dla pani Anny" - powiedział i podał mi ogromną wiązankę czerwonych róż. Byłam zdziwiona, bo mąż nigdy nie wysyłał mi kwiatów przez kuriera.
Zawsze kupował coś w drodze z pracy - skromne tulipany albo gerbery. Otworzyłam bilecik z uśmiechem, ale to, co tam przeczytałam, sprawiło, iż dłoń zaczęła mi drżeć. 'Twój mąż nie jest tym, za kogo go uważasz." Bez podpisu. Bez żadnych wyjaśnień. Tylko te słowa.
Serce zaczęło mi walić jak młotem. Pierwsza myśl - głupi żart. Druga - pomyłka. Trzecia - czyżby? Czyżby mój Marek, ten Marek, z którym spędziłam 20 lat życia, miał jakieś tajemnice? Rozejrzałam się po mieszkaniu, jakby coś miało mi podpowiedzieć odpowiedź. Wszystko wyglądało normalnie. Ale w głowie zaczęły się kłębić myśli, które nie dawały spokoju.
Nie chciałam od razu konfrontować się z mężem. Schowałam kartkę do szuflady w kredensie i postanowiłam poobserwować. I wtedy, po raz pierwszy od dawna, zauważyłam drobiazgi, których wcześniej nie dostrzegałam.
To, iż Marek zaczął wychodzić z pracy później niż zwykle. Że częściej zaglądał do telefonu, odwracając ekran w moją stronę. Że nagle zaczął dbać o siebie bardziej niż wcześniej - nowe koszule, perfumy, wizyty u fryzjera. Może to nic nie znaczyło. Może to tylko zbieg okoliczności. A może ten anonimowy liścik był prawdą.
Kilka dni później, gdy wrócił do domu, postanowiłam spróbować delikatnej rozmowy. 'Marek, a co dziś tak późno?" - zapytałam niby od niechcenia. 'Spotkanie w pracy" - odpowiedział bez wahania. Tyle iż dwa dni wcześniej mówił, iż w tym tygodniu nie ma żadnych spotkań po godzinach. Poczułam, jak w brzuchu ściska mi się supeł.
Zaczęłam sprawdzać jego social media. W telefonie znalazłam kilka zdjęć z pracy - niby zwyczajne, ale na jednym zauważyłam kobietę, której nie znałam. Blondynka, może trzydzieści lat, z uśmiechem, który wydał mi się zbyt bliski.
Poczułam ukłucie zazdrości, a jednocześnie niepewności. Przecież nie mogłam zrobić sceny tylko dlatego, iż mój mąż ma koleżankę z biura. A jednak w głowie coraz głośniej brzmiały słowa z bileciku.
W końcu zdecydowałam się na krok, którego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Poszłam do jego pracy, niby z obiadem. Sekretarka uśmiechnęła się, ale powiedziała, iż Marek wyszedł już godzinę temu. Tymczasem pół godziny wcześniej wysłał mi SMS-a, iż jest na spotkaniu w sali konferencyjnej. Serce mi stanęło.
Postanowiłam sprawdzić, gdzie jeździ po pracy. Pewnego dnia po prostu pojechałam za nim. Czułam się jak bohaterka taniego filmu, ale nie mogłam inaczej. Zobaczyłam, jak skręca w ulicę, na której była mała kawiarnia. Zaparkowałam dalej i wyszłam z samochodu. Przez szybę zobaczyłam jego - i ją, tę blondynkę z pracy. Siedzieli naprzeciwko siebie. On się śmiał, ona dotknęła jego ręki. Czułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Nie weszłam do środka. Nie zrobiłam sceny. Wróciłam do domu i całą noc płakałam, nie wierząc, iż to dzieje się naprawdę. Następnego dnia Marek wrócił późno, mówiąc, iż był 'u kolegi na meczu". Nie wytrzymałam. 'Widziałam cię w kawiarni" - powiedziałam spokojnie, choć w środku drżałam. Zamarł. Patrzył na mnie, jakby nagle zabrakło mu powietrza.
'To nic takiego" - zaczął. 'To tylko koleżanka, rozmawiamy o pracy…" Ale w jego głosie nie było przekonania. 'O pracy po godzinach, przy świecach?" - odpowiedziałam ostro. Nie miał co powiedzieć.
Rozmowa była długa, pełna łez i pretensji. Marek przyznał, iż 'potrzebował rozmowy", iż czuł się samotny, iż 'nic się nie wydarzyło". Ale dla mnie wydarzyło się wszystko. Bo nasza więź, którą budowaliśmy latami, pękła w jednej chwili.
Minęło kilka tygodni. Nie wiem, co będzie dalej. Marek obiecuje, iż to koniec, iż 'to była tylko chwilowa fascynacja". Chodzi na terapię, próbuje odbudować moje zaufanie. Ja jednak ciągle widzę te róże i tamten bilecik. Czasem zastanawiam się, kim był ten nieznajomy, który je wysłał. Czy chciał mnie ostrzec, czy po prostu zniszczyć nasze małżeństwo?
Jedno jest pewne - ten dzień, moje imieniny, zmienił wszystko. Zrozumiałam, iż w każdym, choćby najbardziej poukładanym związku, mogą czaić się sekrety. I iż czasem jeden anonimowy liścik otwiera oczy szerzej niż tysiąc rozmów.
Patrzę na Marka i próbuję wierzyć, iż to się nie powtórzy, ale bilecik i obraz tamtej kawiarni już zawsze będą między nami. Nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę mu wybaczę.