Zamiast kupować poparcie wyborców, przywróćmy im państwo [Okiem Liberała]

20 godzin temu

Zamiast kupować poparcie wyborców, przywróćmy im państwo [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Nie stać nas już na zwiększanie długu. Rząd powinien przedstawić program atrakcyjny dla społeczeństwa, który nie wiązałby się z dodatkowymi wydatkami państwa.

Ostatnie dziesięć lat to okres gwałtownie rosnących realnych wynagrodzeń i dochodów rozporządzalnych gospodarstw domowych. Ten wzrost trwał zarówno w czasie rządów PiS, jak i koalicji demokratycznej. Wyjątkiem był rok 2022, gdy gwałtownie rosnąca inflacja obniżyła realną wartość dochodów ludności. Niemniej przeciętne wynagrodzenie jest dziś realnie o około 40 proc. wyższe niż przed dziesięciu laty, gdy powstał pierwszy rząd PiS, a emerytury i renty wyższe o prawie 30 proc.

Od powstania rządu koalicyjnego do kwietnia b.r., czyli w ciągu niespełna półtora roku, wynagrodzenia realnie wzrosły o 11 proc., a emerytury i renty o 13 proc. Wzrost dochodów realnych wynikał z niskiego bezrobocia, które daje pracownikom przewagę nad pracodawcami w negocjacjach płacowych, ale także z polityki rządu, który ustala płace minimalne, określa wynagrodzenia sfery budżetowej i wypłaca świadczenia. Donald Tusk w wystąpieniu sejmowym chwalił się, iż jego rząd dokonał największych w historii III RP transferów socjalnych i Polska znalazła się w czołówce państw Unii Europejskiej pod względem wydatków socjalnych w relacji do PKB.

A mimo to rząd jest przez wyborców źle oceniany, czego dowodem są nie tylko sondaże, ale przede wszystkim przegrana w wyborach prezydenckich kandydata wspieranego przez Koalicję Obywatelską. Albo wyborcy nie zauważyli, iż ich realne dochody gwałtownie rosną, co może mieć związek z wysoką, choć spadającą inflacją, która zaburza percepcję, albo – co bardziej prawdopodobne – złe oceny rządu koalicyjnego wynikają z innych przyczyn niż niezadowolenie ze statusu materialnego.

Dług przekroczy 60 proc. PKB

Rosnące wydatki socjalne, którymi chwali się premier, zwiększyły dziurę w budżecie oraz spowodowały skokowy przyrost długu publicznego. Według ubiegłorocznej prognozy Ministerstwa Finansów w tym roku dług publiczny liczony według metodologii unijnej wyniesie 58,4 proc. PKB, a w roku przyszłym przekroczy 60 proc. PKB. Ta prognoza jest już nieaktualna. Ministerstwo Finansów przyznało, iż ubiegłoroczny deficyt budżetowy był o 0,9 pkt proc. wyższy, niż wcześniej przewidywano, więc wyższy będzie też dług publiczny w roku bieżącym i przyszłym. Zgodnie z rządowym dokumentem o dość skomplikowanej nazwie „Średniookresowy plan budżetowo-strukturalny na lata 2025-2028″ rząd zamierzał rozpocząć konsolidację budżetu, czyli ograniczanie deficytu dopiero w roku 2026 i kontynuować w roku 2027, gdy mają się odbyć wybory parlamentarne. Jest to założenie mało wiarygodne, gdyż w roku wyborczym wydatki państwa niemal zawsze rosną.

Zwycięstwo w wyborach prezydenckich kandydata prawicowej opozycji jeszcze bardziej zawęziło pole manewru rządu. Prezydent-elekt oświadczył, iż będzie domagał się, by rząd spełnił jeszcze przed wyborami parlamentarnymi obietnicę podniesienia kwoty wolnej od podatku PIT do 60 tys. zł rocznie. Zapowiada, iż jeżeli koalicja takiego projektu nie przygotuje, zrobi to on sam, stawiając rząd przed dramatycznym wyborem – albo przyjmie projekt prezydencki, albo go odrzuci i narazi się na mocne ataki ze strony opozycji w roku wyborczym. Podniesienie kwoty wolnej do 60 tys. zł rocznie oznaczałoby zmniejszenie dochodów budżetu o ok. 50 mld zł rocznie – ponad 1 proc. PKB.

Taki ubytek dochodów można by zrekompensować zmianami w podatku VAT – ujednoliceniem stawek. Ale prezydent takiego rozwiązania z pewnością nie podpisze – domaga się zerowych stawek na żywność i towary pierwszej potrzeby. Prawdopodobnie zatem do roku 2027 deficyt budżetowy utrzyma się na poziomie od 5 do 6 proc. PKB, zwiększając dług publiczny znacznie powyżej poziomu 60 proc. PKB.

Grecka przestroga dla Polski

O ile przy poziomie długu poniżej 50 proc. PKB, jaki mieliśmy przed dziesięciu laty, budżet mógł utrzymać względną stabilność w nadzwyczajnych sytuacjach – takich jak pandemia, na którą rząd Morawieckiego zareagował dotacjami do gospodarki i ludności w wysokości ok. 10 proc. PKB, czy wojna i konieczność podniesienia wydatków obronnych – to przy długu dzisiejszym rezerwy już nie istnieją. Weszliśmy na ścieżkę nieustannego wzrostu długu, którego przyrost jest szybszy niż tempo wzrostu PKB, a każdy zewnętrzny szok – np. nagły wzrost cen surowców energetycznych, ucieczka kapitału z państw uważanych za ryzykowne (a krajem takim jest Polska z uwagi na sąsiedztwo z broniącą się przed agresją Ukrainą) czy zamieszanie na światowych rynkach obligacji może mieć przykre skutki dla polskich finansów. Już dziś koszt obsługi całego długu publicznego, wliczając w to zadłużenie funduszy, którymi zarządza Bank Gospodarstwa Krajowego, to blisko 100 mld zł.

Przypominanie kryzysu greckiego wywołuje irytację części lewicowych ekonomistów i publicystów – bo przecież Grecją straszą od dawna „neoliberałowie”, a mimo kolejnych hojnych świadczeń socjalnych rząd wciąż jest wypłacalny. Ale logika konfrontacji politycznej jest w tej chwili w Polsce taka sama, jak w Grecji, gdzie dwie konkurujące ze sobą partie – socjalistyczna PASOK i centrowa Nowa Demokracja zwiększały wydatki socjalne i dług w przekonaniu, iż to jedyny sposób, by wygrywać wybory.

Złe oceny rządu i przegrana rządowego kandydata na prezydenta powinny być dla koalicji rządzącej zimnym prysznicem. Badania opinii publicznej wskazują, iż rosnące transfery socjalne wcale nie są pozytywnie przyjmowane przez dużą część elektoratu, która uznaje je za rozdawnictwo pieniędzy podatników. Rząd musi znaleźć inny sposób na poprawę swych notowań niż prymitywne kupowanie poparcia wyborców za ich własne pieniądze. Możliwości są duże pod warunkiem, iż partie koalicyjne uznają, iż dla własnego interesu muszą ograniczyć apetyty swoich elektoratów i działaczy. Rząd powinien przedstawić program atrakcyjny dla społeczeństwa, który nie wiązałby się z dodatkowymi wydatkami państwa.

Partie stały się agencjami zatrudnienia

Zjawiskiem, które zniechęca wyborców do kolejnych rządów, jest zawłaszczanie państwa. To trwa od wielu lat i żadna partia, która uczestniczyła w rządach, nie była wolna od pokusy wykorzystywania państwowego majątku i publicznych pieniędzy. Partie polityczne stały się agencjami zatrudnienia. Tysiące dobrze płatnych stanowisk w spółkach skarbu państwa, czy rządowych agencjach przypada rodzinom i znajomym partyjnych działaczy. Nadzór nad spółkami Skarbu Państwa sprawują lokalni partyjni „baronowie”, którzy wymuszają na prezesach podpisywanie lukratywnych kontraktów ze wskazanymi firmami. Członkostwo w radach nadzorczych traktowane jest jak synekura – źródło dochodu bez ponoszenia odpowiedzialności. Stąd taki pęd polityków do zdobywania lewych świadectw MBA, które uprawniają do zasiadania we władzach spółek.

Te zjawiska przybrały monstrualne rozmiary za rządów Prawa i Sprawiedliwości, ale rząd koalicyjny zrobił niewiele, by odpolitycznić gospodarkę i państwowe instytucje. Utrzymane zostały praktycznie wszystkie instytucje, stworzone w czasach rządów PiS, choćby Polska Fundacja Narodowa, utworzona w 2016 roku przez spółki skarbu państwa. Skandaliczne wydatki tej fundacji były wielokrotnie opisywane w mediach. Likwidacja zbędnych funduszy, agencji i instytutów byłaby oczywistym ruchem w sytuacji, gdy rząd poszukuje oszczędności.

Trzeba odbudować służbę cywilną i wznowić prywatyzację

Odpolitycznienie państwa możliwe jest tylko wówczas, gdy zostanie odbudowana służba cywilna. Państwo jest wielką strukturą, które potrzebuje wysokiej klasy specjalistów nie mniej niż biznes działający na zasadach rynkowych. Trzeba im zaoferować stabilność zatrudnienia i jasne kryteria awansu, niezależne od politycznych sympatii i powiązań. To będzie dobre nie tylko dla sprawności państwa, ale też dla tysięcy młodych ludzi, którzy dziś nie mają szansy awansowania w instytucjach państwowych bez politycznego parasola.

Najlepszym sposobem odpolitycznienia gospodarki jest rzecz jasna prywatyzacja kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw. Dzięki niej poprawi się efektywność firm, a oddzielenie sprawowanych dziś przez państwo funkcji właścicielskich od regulacyjnych poprawi sprawność całej gospodarki.

Dochody z prywatyzacji zmniejszą koszty obsługi zadłużenia. Można też z nich stworzyć fundusz stypendialny, wyrównujący szanse młodzieży z biedniejszych środowisk i z mniejszych miejscowości. Stypendia nie byłyby bezwarunkowe – wymagałyby od młodzieży postępów w nauce. Dzięki nim młodzież miałaby szansę nauki w najlepszych szkołach średnich i na najlepszych uczelniach w Polsce i za granicą.

Symbolicznym momentem odpolitycznienia ważnych instytucji powinno być utworzenie niezależnych mediów publicznych, poddanych kontroli pluralistycznych organizacji społecznych. Oczywiście nie ma potrzeby utrzymywania tak wielu publicznych kanałów radiowych i telewizyjnych. Część z nich powinna zostać sprywatyzowana, a część zlikwidowana.

Program technicznie prosty, ale politycznie trudny

Rząd realizując program, który roboczo można nazwać „przywracaniem państwa obywatelom”, osiągnąłby trzy cele. Pierwszym byłaby poprawa notowań koalicji rządzącej, drugim utrudnienie innym partiom ponownego zawłaszczania państwa w przypadku zwycięstwa w przyszłych wyborach, trzecim zaś poprawa funkcjonowania państwa i gospodarki. Sukces zależałby od konsekwencji w realizacji programu. choćby pojedyncze przypadki nepotyzmu, kolesiostwa, ewidentnie nietrafionych nominacji kompromitowałyby rządzących.

Od strony technicznej to nie jest trudny program. W wielu krajach są gotowe wzorce dobrej służby cywilnej, w Polsce mieliśmy doświadczenia z prywatyzacją, która została zatrzymana wraz z utworzeniem rządu PiS w 2015 roku. Gotowe są społeczne projekty odpolitycznienia mediów. Główną przeszkodą w realizacji programu przywracania państwa obywatelom mogą być jednak partie polityczne, które nie mają idei i realnego programu, a funkcjonują jako grupy nastawione na pasożytowaniu na państwie.

Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.


Idź do oryginalnego materiału