
W poniedziałek rano, tuż po weekendzie integracyjnym, Marcin pojawił się w biurze nieco wcześniej niż zwykle. Open space jeszcze pachniał nową wykładziną i niedopitą kawą z piątku. Przeszedł przez pusty dział projektowy, mijając biurko kolegi – Rafała. Zobaczył na nim zegarek: klasyczny, drogi model z metalową bransoletą, który Rafał nosił z dumą od miesięcy. Zegarek leżał niedbale obok laptopa, jakby zapomniany w pośpiechu. Marcin zawahał się… ale tylko przez chwilę.
Kilka sekund później zegarek znikał w kieszeni jego marynarki.
Rafał wrócił do pracy dopiero po lunchu. Zaskoczony brakiem zegarka, przeszukał całe biurko, szafkę, a choćby łazienkę. Bez skutku. Kiedy rzucił sprawę na Slacku zespołowym, większość uznała, iż pewnie zostawił go w domu. Ale Marcin czuł na sobie rosnące napięcie. I wtedy wpadł na pomysł.
Dwa dni później przyszedł do pracy… w tym samym zegarku.
– O, kupiłeś sobie taki jak mój? – rzucił Rafał, wyraźnie zdziwiony.
– Nooo, od dawna mi się podobał – odpowiedział Marcin, wzruszając ramionami. – Jak go nosiłeś, to pomyślałem: czemu nie?
Rafał uśmiechnął się kwaśno, ale przez chwilę milczał. Potem wrócił do komputera, nie komentując więcej.
W korytarzach korporacyjnego świata szepty bywają głośniejsze niż krzyki. Po tygodniu plotki rozlały się po biurze. „To ten sam zegarek”, „Rafał miał rysę na kopercie – ta sama!”, „Marcin nie mógł sobie pozwolić na taki model”. Atmosfera zgęstniała. Dział HR udawał, iż nic nie wie, choć słyszeli już wszystko. Przełożony Marcina – Krzysztof – próbował to przemilczeć, by nie robić afery.
Ale od tego dnia nikt nie podawał mu ręki przy porannej kawie.
Z zegarkiem na ręku Marcin przechodził przez biuro, pozornie obojętny. Ale każdy jego krok brzmiał jak tykanie. Nie zegarka. Sumienia.
Z czasem sytuacja zaczęła przycichać — nie dlatego, iż ludzie przestali mówić, ale dlatego, iż wszyscy już wiedzieli. W biurze panowała złowroga cisza, która pojawia się, gdy nikt nie chce już niczego wyjaśniać, bo wyjaśnienia są zbędne. Marcin niby funkcjonował normalnie: robił prezentacje, odpowiadał na maile, przychodził punktualnie na spotkania. Ale czuł, iż coś się zmieniło.
Rafał przesiadł się do innego biurka, nieopodal okna. Niby przypadkiem, niby dla światła, ale nikt nie miał wątpliwości. Inni z zespołu unikali spojrzeń, rozmów w kuchni, wspólnych lunchy. Marcin jadł samotnie, odruchowo zerkając na zegarek, który jeszcze miesiąc temu wydawał mu się symbolem aspiracji. Teraz przypominał mu tylko o jednym — o tym, co zabrał.
Na kolejnym zebraniu kwartalnym, kiedy Krzysztof podsumowywał wyniki i dziękował za wkład zespołu, imię Marcina padło tylko raz. Bez entuzjazmu. Bez spojrzenia w oczy.
Kilka tygodni później Marcin dostał informację, iż jego stanowisko zostanie przeniesione do innego działu – z dala od obecnego zespołu, z dala od otwartego biura, w którym czuł się jeszcze niedawno częścią czegoś większego. Oficjalnie – „restrukturyzacja”. Nieoficjalnie – wszyscy wiedzieli, iż to chłodna izolacja.
Nowy dział był cichy. Cichy aż do przesady. Ludzie mówili mało, pracowali szybko, wychodzili punkt 17:00. Marcin już nie nosił zegarka.
Kilka miesięcy później, po cichu, złożył wypowiedzenie.
Nie było pożegnania przy ciastkach, nie było podpisanej kartki, nie było „dzięki za wszystko”. Tylko e-mail z HR: „Dziękujemy za współpracę. Życzymy powodzenia w dalszej karierze.”
Wylogował się z komputera, założył płaszcz i wyszedł z biura, nie oglądając się za siebie. Zegarka już nie miał. Oddał go wcześniej, anonimowo, w kopercie, zostawionej przy recepcji. Nikt nigdy nie powiedział o tym ani słowa. Ale Rafał wiedział.
I wystarczyło.