„Powinniśmy być w krótkim czasie nie trzecią, ale pierwszą, najsilniejszą armią Sojuszu Północnoatlantyckiego w Europie” – powiedział prezydent Karol Nawrocki 15 sierpnia 2025 roku w Warszawie. Stwierdzenie to jest o tyle ambitne, co niejasne. Nie bardzo bowiem wiadomo, jak sprecyzować jasne i wystandaryzowane kryteria zdolności bojowej jakiejkolwiek armii i jak im sprostać. jeżeli idzie o liczebność wojska, według niektórych rankingów Polska już ma najsilniejszą armię w Europie. Tyle iż dalej sprawy nieco się komplikują…
Rankingi potencjału bojowego – prawda czy propaganda
Ocena rzeczywistego potencjału bojowego narodowych sił zbrojnych od dawna stanowi wyzwanie zarówno dla naukowców, jak i decydentów. Rankingi liczebności armii lub budżetów obronnych, choć są nośne propagandowo, skrywają istotne wady metodologiczne. Złożoność współczesnej wojny, brak wiarygodnych danych i ilość czynników wpływających na potencjał militarny sprawiają, iż każda próba jego pomiaru obarczona jest ryzykiem niedo- lub przeszacowania.
Problemy zaczynają się już od kwestii definicyjnych. choćby podstawowe kategorie personelu czynnego, rezerwy i sił paramilitarnych nie są ujednolicone. Niektóre państwa uwzględniają w statystykach żandarmerię lub oddziały straży granicznej, podczas gdy inne je wykluczają. W systemach opartych na poborze, osoby z zaledwie kilkoma miesiącami szkolenia są czasami wymieniane jako żołnierze czynni, choćby jeżeli ich przydatność na polu walki jest ograniczona.
Nie inaczej jest ze statystykami dotyczącymi sprzętu. Tu kraje stosują dwie strategie – albo zawyżanie danych w celu odstraszania, albo ich utajnianie ze względu na bezpieczeństwo operacyjne. Szczególnie niedoszacowane są zasoby broni jądrowej, jednostki cybernetyczne i siły specjalne. Ta praktyka utrudnia dokonywanie porównań międzynarodowych i ułatwia polityczne manipulacje. Ponadto dane o liczbie czołgów, samolotów i okrętów kilka mówią o ich gotowości operacyjnej. Armie często ujmują w statystykach sprzęt, który jest magazynowany, technologicznie przestarzały lub któremu brakuje części zamiennych. W oficjalnych spisach nie pojawiają się dane z zakresu konserwacji, logistyki i szkolenia, które decydują o wykorzystaniu sprzętu. Może się na przykład okazać, iż flota 1000 czołgów składa się jedynie z połowy sprawnych, w pełni obsługiwanych pojazdów.
Kolejnym mylącym wskaźnikiem są wydatki na obronę, chyba najsilniejszy argument w politycznej wymianie ciosów. Porównania w nominalnych dolarach amerykańskich pomijają różnice w sile nabywczej: dolar wydany w Polsce pozwala na zakup większej ilości sprzętu niż w Wielkiej Brytanii. Narodowe praktyki definiowania budżetów również się różnią – niektóre budżety uwzględniają emerytury i infrastrukturę, inne je wykluczają. Wartość zasobów alokowanych na papierze dodatkowo jest obniżana przez trudną do zweryfikowania korupcję i nieefektywne gospodarowanie.
Nie bez znaczenia jest też fakt, iż statystyki nie nadążają za dynamiczną modernizacją i postępem technologicznym, jaki ma miejsce na polu walki. To sprawia, iż równowaga sił zbrojnych ulega ciągłym zmianom, co pokazała wojna na Ukrainie.
Ogromną, może choćby decydującą, rolę odgrywają pomijane w rankingach czynniki niematerialne, jak morale, wyszkolenie, przywództwo lub kwestie doktrynalne. Co do tych ostatnich na przykład – jedne armie kładą nacisk na połączone operacje, interoperacyjność i precyzyjną walkę, podczas gdy inne opierają się na masowej mobilizacji lub przestarzałych doktrynach i zgodnie z nimi formułują wskaźniki potencjału bojowego. Niestety, w powszechnie przyjętej perspektywie dominują czynniki wymierne, co wynika głównie z faktu, iż te niematerialne są trudne do zmierzenia, a ich wpływ na jakikolwiek konflikt trudno przewidzieć. Inna rzecz, iż jeżeli idzie o mobilizację i morale wojska, kilka armii ma się czym pochwalić, o czym pisałam tutaj. Tak czy inaczej, aby dokonać rzetelnej oceny potencjału bojowego, dane ilościowe muszą zostać połączone z jakościową oceną doktryny i kultury organizacyjnej. Choć choćby wówczas ostateczne szacunki pozostaną niepełne i tymczasowe, odzwierciedlając zmienną i nieprzewidywalną naturę współczesnych środowisk bezpieczeństwa.
Te wszystkie ograniczenia sprawiają, iż bazy danych konstruowane na przykład przez Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badawczy na Rzecz Pokoju (Stockholm International Peace Research Institute SIPRI), zawarte w Military Balance publikowany przez Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (International Institute for Strategic Studies IISS) czy Global Firepower Index budowane są na podstawie rozbieżnych, niespójnych metodologii. Co więcej, mocne i słabe strony sił zbrojnych są zawsze oceniane w kategoriach „najgorszych scenariuszy” możliwości przeciwnika. Ich wynikiem są nadmiernie rozdęte szacunki, które przesłaniają bardziej zniuansowaną ocenę.
Rankingi prowadzone przez międzynarodowe organizacje publiczne wcale nie rozjaśniają obrazu sytuacji. NATO i Unia Europejska reprezentują dwa różne podejścia i mają różne procedury gromadzenia i oceny danych. To natowskie opiera się na zbiorowym planowaniu obronnym i gotowości operacyjnej, a europejskie – na integracji politycznej. Głównym narzędziem NATO jest Proces Planowania Obronnego (NATO Defense Planning Process NDPP), który przekłada wytyczne strategiczne na konkretne cele w zakresie zdolności każdego państwa członkowskiego. Siła NATO ma tkwić w jego ukierunkowaniu operacyjnym. Dane gromadzone przez sojusz obejmują nie tylko liczbę żołnierzy lub sprzętu, ale także zdolność państw do rozmieszczenia sił, ich utrzymania i interoperacyjności z siłami sojuszniczymi. Jak jednak wiadomo, wrażliwość polityczna uniemożliwia pełne ujawnienie słabości, a sprzeczne interesy państw członkowskich i rozliczne debaty na temat podziału obciążeń komplikują realizację uzgodnionych celów.
Unia Europejska z kolei podchodzi do potencjału wojskowego przez pryzmat integracji. Jej głównym instrumentem jest Skoordynowany Roczny Przegląd Obronności (Coordinated Annual Review on Defence CARD), prowadzony przez Europejską Agencję Obrony (European Defence Agency EDA). CARD gromadzi dane z państw członkowskich w celu identyfikacji powtarzających się zasobów lub elementów i braków w europejskich zdolnościach obronnych. Jednak ani NATO, ani UE nie rozwiązują w pełni dylematów metodologicznych związanych z oceną potencjału wojskowego. Do wszystkich przyczyn wymienionych powyżej dochodzą kwestie polityczne, zaburzające oceny gotowości operacyjnej i uniemożliwiające implementację mechanizmów wymuszających standaryzację kryteriów gotowości bojowej.
Potencjał bojowy Europy – statystyczny miszmasz
By nie pozostać gołosłownym – poniżej zlepek kilka znaczących i niemożliwych do weryfikacji danych ilościowych dotyczących potencjału bojowego europejskich armii. Dane pochodzą z najbardziej popularnych źródeł.
Według Global Firepower Index ranking siły militarnej oparty na ponad 60 wskaźnikach (uzbrojenie, zapasy, infrastruktura, budżet itd.) układa się następująco: Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy, Hiszpania. Polska wyróżnia się liczbą czynnych żołnierzy i rezerwistów, posiadając największą armię w UE, co świadczy o dużej zdolności mobilizacyjnej.
Według innych źródeł, ranking najbardziej liczebnych armii europejskich układa się w sposób następujący: Polska – około 216 100 żołnierzy aktywnych (według tego zestawienia jest to największa armia w UE i trzecia w NATO), Francja – około 204 000, Niemcy – około 180–183 000, Włochy – ok. 171 000, Wielka Brytania – około 138 000, Hiszpania – około 117 000.
Według World Atlas podobny ranking wygląda już nieco inaczej. Najsilniejszą armię posiadają Włochy: ~338 000, Francja: ~304 000, Hiszpania: ~199 000, Polska: ~189 000 i Niemcy: ~183 000. Portal zastrzega, iż wartości te mogą różnić się od innych źródeł ze względu na zakres uwzględnionych formacji (rezerwy, paramilitarne itp.).
Trzeba przy tym pamiętać, o czym statystyki nie wspominają, iż armie narodowe borykają się z gigantycznymi problemami w zakresie pozyskania rekruta, a morale żołnierzy często rekrutujących się z imigrantów w drugim pokoleniu, należy do najniższych w historii.
Analitycy SIPRI oraz IISS sporządzili zestawienie największych budżetów obronnych (2024–2025): Niemcy – 88,5 mld USD, ok. 2% PKB; Wielka Brytania – 81,8 mld USD, 2,3% PKB, Francja – 64,7 mld USD, ok. 2,1% PKB; Polska – 38,0 mld USD, 4,2% PKB; Włochy – 38,0 mld USD, 1,6% PKB; Hiszpania – 24,6 mld USD, 1,4% PKB.
Gobal Firepower podaje odmienne wartości: Wielka Brytania – 71,5 mld USD, Francja – 55 mld USD, Niemcy – 50 mld USD, Polska – 48,7 mld USD, Włochy – 30,9 mld USD, Holandia – 27 mld USD.
Jaki jest zatem ostateczny potencjał bojowy Europy, a na jej tle Polski? Tego nie wie nikt.
Potencjał militarny Sił Zbrojnych RP w warunkach bojowych
Praktyki dowódcze
Wracając do niedocenianych, ale konstruujących potencjał militarny armii, czynników niematerialnych, jak przywództwo wojskowe, jedną z wyjątkowych okazji do ich przetestowania w warunkach bojowych była wojna w Afganistanie. Nie trzeba wielkiej wyobraźni i umiejętności analitycznych, by stwierdzić, iż skuteczność wojska w boju jest nierozerwalnie związana z jakością jego dowodzenia.
Badania (43 wywiady pogłębione – przeprowadzone przeze mnie w 2018 roku wśród żołnierzy uczestniczących w misjach zagranicznych, których wyniki zawarte są w A. Zygo, Przywództwo wojskowe w warunkach bojowych, Wyd. Marszałek 2019) pokazały zarówno wzorowe praktyki dowódcze (a takich, trzeba przyznać – było sporo), jak i szerokie, w tym systemowe, spektrum niedociągnięć. Te, w połączeniu z barierami organizacyjnymi, poznawczymi i kulturowymi, osłabiały efektywność operacyjną wojska.
Podstawową słabością w praktykach dowódczych bywał brak odpraw przed operacją bojową, co pozostawiało żołnierzy bez jasnych rozkazów i aktualizacji sytuacyjnych. Paradoksalnie zła jakość dowodzenia przejawiała się również w odwrotnej sytuacji – w przeciążeniu informacyjnym na odprawach. Choć zaawansowane technologie znacznie usprawniają przepływ danych, ludzki mózg – zwłaszcza w warunkach stresu bojowego – przez cały czas ma ograniczoną zdolność przetwarzania zbyt wielu bodźców. Niektórzy dowódcy nie umieli znaleźć równowagi między dostarczaniem żołnierzom mniej ważnych danych sytuacyjnych a możliwościami poznawczymi swoich podwładnych.
Z zarządzaniem informacją ściśle wiązał się problem braku koordynacji działań bojowych. Żołnierze w wywiadach podkreślali, iż niektórzy dowódcy nie tylko nie potrafili sformułować celów bojowych, ale także dostosować taktyki do kontekstu pola walki. Zgłaszali również przypadki wydawania rozkazów, które nie miały logicznego uzasadnienia. Takie rozkazy były szczególnie źle odbierane w połączeniu z brakiem zainteresowania dowódców dobrostanem i bezpieczeństwem podwładnych. Żołnierze traktowali taką postawę jako złamanie obowiązków etycznych związanych z dowodzeniem.
Być może najbardziej uderzającą formą braku przywództwa zidentyfikowaną przez żołnierzy była bierność na polu walki. Dowódcy – i ci bezpośredni, i ci z Centrum Operacji Taktycznych – nie podejmowali zdecydowanych działań w warunkach zagrożenia życia, obawiając się konsekwencji prawnych. Postawa ta, nazwana Syndromem Nangar Khel, definiowana była jako rezygnacja z wypełniania celów operacyjnych, podważanie morale żołnierzy i wspieranie przeciwników. Syndrom Nangar Khel narodził się jako efekt wydarzeń z sierpnia 2007 roku w Afganistanie, kiedy polski patrol z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego ostrzelał zabudowania, z których wcześniej padły strzały w kierunku polskiego wojska. W wyniku ataku zginęło sześciu cywilów, w tym kobiety w ciąży i dzieci. W następstwie wydarzeń oskarżono żołnierzy o zbrodnię wojenną. Od tego zarzutu zostali ostatecznie uniewinnieni, ale sąd skazał ich za przekroczenie Rules of Engagement. Proces sądowy i medialna krytyka ugruntowała wśród żołnierzy następnych zmian lęk przed podejmowaniem ryzykownych decyzji w sytuacjach bojowych, co, jak dowiodły badania, wielokrotnie narażało ich na utratę zdrowia i życia. Jak zauważył jeden z respondentów, udział w misji w Afganistanie był postrzegany jako bezpieczny jedynie dla tych, którzy mieli „koneksje” chroniące ich przed potencjalnym procesem sądowym po powrocie do kraju.
Niedociągnięcia występujące w polskich praktykach dowódczych w warunkach bojowych tj. brak odpraw, brak elastyczności, problemy z koordynowaniem działań bojowych, nielogiczne rozkazy, niewystarczające wyszkolenie, brak dbania o dobrostan i bezpieczeństwo żołnierzy i zinstytucjonalizowana bierność – stanowią systemowy problem w polskich siłach zbrojnych. Uwypuklają one nie tylko indywidualne braki dowódców, ale także czynniki strukturalne i kulturowe. Skuteczność bojowa jest wynikiem czegoś więcej niż tylko wyposażenia armii i jej liczebności; jest ona w równym, a może choćby większym, stopniu funkcją zaufania do dowódcy i struktur, zdolności adaptacyjnych i odporności psychicznej. A te zależą od jakości dowodzenia.
By umieścić polskie problemy w międzynarodowym kontekście i częściowo odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, żeby polska armia naprawdę liczyła się w Europie, trzeba przywołać standardy przywództwa promowane w doktrynie NATO oraz kulturę organizacyjną Sił Obronnych Izraela (IDF), powszechnie uznawanych za jedną z najbardziej zdolnych do adaptacji armii na świecie.
Sojusznicza Wspólna Doktryna Prowadzenia Operacji NATO z 2019 r. (Allied Joint Doctrine for the Conduct of Operations, AJP-3 2019) ujmuje przywództwo jako centralny element integrujący wszystkie wspólne funkcje – dowodzenie i kontrolę, manewry, wywiad, logistykę i ochronę – w spójną całość. Kładzie nacisk na dowodzenie misją, gdzie zaufanie, jasność intencji dowódczych i zdecentralizowany proces podejmowania decyzji pozwalają podwładnym gwałtownie dostosowywać się do zmieniających się okoliczności. Skuteczne przywództwo opiera się tu na etyce postępowania i odpowiedzialności moralnej, zapewnia spójność sił wielonarodowych i sprzyja kulturze uczenia się poprzez wdrażane procesy wyciągania wniosków. Odprawy są uważane za niezbędne narzędzie do uspójniania świadomości sytuacyjnej, a nadmierna sztywność decyzyjna i zachowań jest jednoznacznie identyfikowana jako czynnik ryzyka. Szkolenia NATO podkreślają również odporność psychiczną i znaczenie utrzymania dobrostanu żołnierzy jako integralny element gotowości operacyjnej.
Siły Obronne Izraela (IDF) to kolejny punkt odniesienia. Zakorzenione w specyficznym kontekście bezpieczeństwa, rozwinęły kulturę łączącą strukturę hierarchiczną z nieformalnymi relacjami i otwartą komunikacją. Od żołnierzy wszystkich szczebli oczekuje się wnoszenia spostrzeżeń, a dowódcy są zobowiązani do wysłuchania podwładnych. Ten dwustronny dialog nie tylko buduje zaufanie, ale także przyspiesza integrację wiedzy taktycznej z praktyką strategiczną. Podejście IDF łagodzi przeciążenie informacyjne, zachęcając żołnierzy do skupienia się na niezbędnych elementach operacyjnych i jednocześnie decentralizując proces decyzyjny. Elastyczność jest traktowana jako warunek powodzenia operacji; dowódcy, którzy nie potrafią się dostosować, są gwałtownie dyskredytowani. Co więcej, tradycja bliskich więzi osobistych między oficerami a żołnierzami w IDF pomaga utrzymać morale, ponieważ od dowódców oczekuje się nie tylko kompetencji technicznych, ale także autentycznej troski o podwładnych.
Kontrasty między tymi trzema przypadkami są uderzające. W warunkach armii polskiej dowódcy czasem nie przeprowadzali odpraw przed operacją bojową, podczas gdy standardy NATO wymagają ustrukturyzowanej, a jednocześnie elastycznej wymiany informacji. IDF idą dalej, włączając nieformalny dialog do codziennego funkcjonowania żołnierzy, bez względu na ich stopień i zajmowane stanowisko. Polscy dowódcy ograniczeni byli sztywnymi procedurami i lękiem przed odpowiedzialnością, a doktryna NATO wyraźnie promuje zdolność do adaptacji na wszystkich szczeblach organizacji wojskowej. Polskie jednostki zmagały się zarówno z niedoborami, jak i nadmiarem informacji, a IDF przedkładają przejrzystość i niezbędną wymianę informacji nad zaawansowanie technologiczne. Polscy żołnierze zgłaszali brak dbałości dowódców o stan psychofizyczny podwładnych, podczas gdy doktryna NATO obejmuje szkolenie w zakresie odporności i monitorowanie dobrostanu żołnierzy. Braki w wyszkoleniu i doświadczeniu polskich dowódców prowadziły do sztywności zachowań w warunkach stresu, a realistyczne szkolenia organizowane przez IDF, symulacje i ciągła adaptacja przygotowują dowódców do efektywnego dowodzenia w warunkach bojowych. Polscy dowódcy często uciekali się do autorytarnych praktyk, zwłaszcza poza polem walki, a izraelscy dowódcy postrzegają kulturę zorientowaną na uczenie się jako zbiorowy obowiązek.
Organizacyjne uczenie się
Poziom organizacyjnego uczenia się Sił Zbrojnych RP w warunkach bojowych obnażył kolejne słabości polskiej armii. Wywiady przeprowadzone z żołnierzami są niezbitym dowodem na to, iż brakuje jej szeregu cech organizacji uczącej się. Badania pokazały całe spektrum barier na poziomie organizacyjnym i indywidualnym. Niezrozumienie i zbyt restrykcyjne przestrzeganie Rules of Engagement, w połączeniu z Syndromem Nangar Khel, wytworzył nadmierną ostrożność decyzyjną wśród dowódców, wzmacniając wzorce awersji do podejmowania ryzyka zamiast elastyczności i kontekstowego podejmowania decyzji. Na poziomie organizacyjnym doświadczenia z pola walki nie przełożyły się na doktrynę, szkolenie czy reformę instytucjonalną. Struktury takie jak Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych czy Centrum Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych wprawdzie istniały i istnieją nadal, ale były one postrzegane jako nieskuteczne w przekazywaniu praktycznej wiedzy powracających z misji żołnierzy. Żołnierze zgłaszali również lęk przed informowaniem o uchybieniach proceduralnych oraz niewystarczający system selekcji i szkolenia młodszych dowódców. Na poziomie indywidualnym formalizacja relacji po misjach – wymóg powrotu do zwracania się do przełożonych po stopniu („bo sztab czuwa”) – osłabiła zaufanie zbudowane w warunkach bojowych i zniechęciła do horyzontalnego przepływu wiedzy.
Siły Obronne Izraela (IDF) z kolei są powszechnie uważane jako archetyp wojskowego uczenia się. Ich półformalna kultura organizacyjna, w której choćby od młodszych żołnierzy oczekuje się kwestionowania założeń operacyjnych i zwracania się do generałów po imieniu, sprzyja otwartemu dialogowi i wspólnemu rozwiązywaniu problemów. Procesy decyzyjne kładą nacisk na dwustronną komunikację: liderzy strategiczni polegają na taktycznej informacji zwrotnej, podczas gdy podwładni są zobowiązani do prezentowania własnego punktu widzenia. Taka kultura pomaga rozwiązać „paradoks uczenia się” – potrzebę zachowania stabilności przy jednoczesnym wprowadzaniu innowacji. Co więcej, doktryna IDF wyraźnie integruje wnioski z walki, zapewniając, iż adaptacje na polu bitwy gwałtownie zmodyfikują szkolenie i strategię.
Generalnie rzecz biorąc, porównanie polskich sił zbrojnych z kulturą organizacyjną IDF wypada niepokojąco dla polskiej armii – by nie użyć mocniejszego stwierdzenia. IDF wyciągają wnioski z zagrożeń egzystencjalnych, podczas gdy Siły Zbrojne RP ciągle zmagają się z biurokratycznym bezwładem i kulturowym konserwatyzmem.
Jak wzmocnić potencjał bojowy polskiej armii
Z tej analizy wyłania się kilka oczywistych rekomendacji, o których wielokrotnie mówiono i pisano, ale dziwnie jakoś do dzisiaj nie znalazły one zastosowania w praktyce. Po pierwsze, polska armia musi udoskonalić mechanizmy gromadzenia i upowszechniania doświadczeń z warunków bojowych. Obecne wytyczne skutecznie oddzielają wiedzę w kontekstach operacyjnych za granicą od szkoleń przeprowadzanych w kraju. Po drugie, praktyki przywódcze powinny zostać zliberalizowane, aby uwzględnić podwładnych w procesie decyzyjnym, szczególnie na niższych szczeblach, gdzie elastyczność ma najważniejsze znaczenie. Po trzecie, należy podkreślać interpersonalny wymiar dowodzenia. Na misjach zagranicznych żołnierze konsekwentnie cenili dowódców, którzy utrzymywali osobisty kontakt z podwładnymi i wykazywali troskę o ich dobrostan, czym wzbudzali zaufanie żołnierzy. Wreszcie, selekcja i szkolenie dowódców powinny obejmować nie tylko kompetencje techniczne, ale także postawę odznaczającą się wysokim autorytetem moralnym.
Wojna na Ukrainie szczególnie pokazuje, iż współczesny konflikt militarny charakteryzuje się walką o wysokiej intensywności, powszechnym użyciem dronów, precyzyjnymi uderzeniami, wojną elektroniczną i koniecznością zadbania o odporność społeczną. Dla Polski, położonej na wschodniej flance NATO, przygotowanie się do takiego scenariusza wymaga nie tylko zakupu odpowiedniego sprzętu, ale także zmiany kultury i doktryny wojskowej: zdecentralizowanego przywództwa, silniejszej integracji cywilno-wojskowej, szybkiej adaptacji na polu walki oraz natychmiastowej cyrkulacji doświadczeń między jednostkami taktycznymi a komórkami strategicznymi.
Trudno przewidzieć czy reforma dowodzenia i systemu wyszkolenia zapewni polskiej armii status najsilniejszej w Europie. Do weryfikacji jej potencjału bojowego potrzeba bowiem wojny, do której, miejmy nadzieję, z udziałem Polski nie dojdzie. o ile jednak dojdzie, życzyłabym żołnierzom, by walczyli jedynie z wrogiem, a nie z organizacyjną inercją i swoimi dowódcami.