Oszczędzanie nie jest priorytetem rządu. Jakoś to będzie

2 godzin temu

Gdy czyta się dokument przedstawiający priorytety rządu na drugą połowę kadencji, można tylko z aprobatą pokiwać głową i wierzyć, iż tym razem wszystko będzie wykonane. Problemem nie są jednak kierunki w nim zawarte, ale te kwestie, których tam brakuje. Te, znaleźć można w rekomendacjach światowych agencji ratingowych, które oceniają poszczególne państwa m.in. pod względem ryzyka ekonomicznego. Połączenie obu kierunków może okazać się bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe. W największym skrócie: można mieć świetne i śmiałe plany, ale bez środków na ich wdrożenie zostaną tylko na papierze.

Priorytety rządu w sprawach gospodarczych nie wywołują większej dyskusji. Każdy zgodzi się, iż słusznym priorytetem jest „poprawa konkurencyjności polskiej gospodarki” poprzez „rozwój innowacyjności przedsiębiorstw i nowych technologii”. Powszechnie wiadomo też, iż niezbędna jest cyfryzacja oraz „wsparcie dla rozwoju sztucznej inteligencji w biznesie, nauce i administracji publicznej”. Nikt rozsądny nie zakwestionuje takich inwestycji jak CPK, koleje, porty i transport morski, OZE i magazyny energii. Tak naprawdę o takich potrzebach wiemy od bardzo dawna. Podobnie deregulacja i uproszczenie prawa podatkowego było na sztandarach kolejnych ekip adekwatnie od zawsze.

To, co znalazło się w rządowym dokumencie, a co może budzić niepokój, to zapowiadana już wcześniej i eksponowana tu rola spółek z udziałem skarbu państwa. O ile w sektorze bezpieczeństwa jest to uzasadnione, to preferencyjne traktowanie państwowych podmiotów w innych obszarach rodzi poważne obawy. Niestety już od dekady, to co duże i państwowe jest oczkiem w głowie rządzących, niezależnie od sprzecznych wartości, jakie wyznają. Niepokojący to odwrót o wolnorynkowego kursu, a słowo prywatyzacja już zniknęło z politycznego słownika.

Dla równowagi i dla pocieszenia zwolenników liberalnej gospodarki, wśród 58 priorytetów rządu nie ma ślepego rozdawnictwa, czym od dekady epatują kolejne ekipy, zaskarbiając sobie sympatię socjalnie nastawionych wyborców. Wskazano tylko „bon senioralny”, rozwiązanie, które wspierać ma osoby pracujące, a jednocześnie opiekujące się seniorami. Chodzi o to, by dzięki pomocy finansowej nie musiały rezygnować z pracy z uwagi na konieczność świadczenia opieki. Podobny mechanizm zastosowano przy „babciowym”, co pozwoliło młodym mamom wrócić na rynek pracy, przy okazji płacąc podatki, z których wypłacane jest świadczenie. Takie i tylko takie rozwiązania typu win-win powinny być nie tylko akceptowane, ale wręcz chwalone.

Dlaczego więc nie ma nowych, nośnych i spektakularnych transferów socjalnych, podwojenia kwoty wolnej od podatku, emerytur stażowych, 4-dnowego dnia pracy, bezpłatnych kredytów hipotecznych i innych wymysłów? Trochę wygląda to na recenzowanie aktu sztuki, który nie został odegrany, ale pewnie warto to zrobić dla pełnego obrazu planu, który rząd nam przygotował.

Pierwsza odpowiedź kryje się tylko i wyłącznie w politycznej strategii. Do wyborów pozostało jeszcze 2 lata. To w polskiej polityce cała epoka, zwłaszcza przy tak silnych zawirowaniach na świecie. Kiełbasę wyborczą przyrządza się na wyborczą ucztę, by była świeża i ponętnie pachniała. Serwowanie jej teraz zaspokoi na teraz zawsze głodnych socjalnych wyborców, ale – nie miejmy złudzeń – przed wyborami zgłoszą się po obfitą dokładkę.

Druga odpowiedź kryje się w projekcie budżetu na przyszły rok. Nie dość, iż nie zaplanowano w nim nowych transferów socjalnych czy obniżenia podatków, to jest w nim dziura o kosmicznych rozmiarach. Sama obsługa długu stanowi pozycję większą niż środki na 800 plus. Zwróciły już na to uwagę agencje ratingowe z „Wielkiej Trójki” – wcześniej Fitch, teraz Moody’s, które utrzymały obecny rating, ale zmieniły perspektywę na negatywną. Oznaczać to może, iż za pozyskanie środków na zasklepienie dziury płacić będziemy jeszcze większe odsetki. Państwu, które traci finansową wiarygodność, niechętnie pożycza się pieniądze, a jeżeli już to na wysoki procent.

To prawda, iż pandemia, wojna w Ukrainie i potrzeba zwiększania wydatków na zbrojenia sprawiły, iż niektóre państwa europejskie zadłużają się po uszy. Nie znaczy to jednak, iż można to robić w nieskończoność. Europejskie kraje szukają oszczędności: bogata Dania znosi święto państwowe i podnosi wiek emerytalny do 70. roku życia. Kraje bałtyckie reformuje podatki z myślą o większych środkach na zbrojenie. U nas kobiety pracują prawie najkrócej w Europie, wymyśla się kolejne dni wolne od pracy, testuje czterodniowy tydzień pracy, rozdając pieniądze firmom na zachowanie wynagrodzeń.

Czy odpowiedzialna jest „głowa rodziny”, która kolejny już rok pożycza pieniądze tylko po to, by mieć na przyjemności, bez których może się obyć? Tak, są takie ułomne głowy przez niezorientowaną rodzinę cenione za zaradność i wdzięczne za beztroskie życie. Do czasu, gdy do drzwi zapuka komornik. A iż działa opieszale i w najbliższych dwóch latach nie grozi ta wizyta, po co się przejmować? Jakoś to będzie.

Felietony publikowane na naszej stronie przedstawiają poglądy autora, a nie oficjalne stanowisko Warsaw Enterprise Institute.

Idź do oryginalnego materiału